Wyprawy KTR Sigma bliżej domu
Wypad do Śnieżycowego Jaru
Pewnego razu postanowiłem pojechać rowerem na plener foto.Celem pleneru było sfotografowanie w rezerwacie kwiatków zwanych "śnieżyce" występujące w Wielkopolsce tylko tam tzn. w okolicy Murowanej Gośliny, bliżej Starczanowa. Sprawdzając na mapie wynikało, że nie przez Murowaną Goślinę a przez Biedrusko jest bliżej. Zabrałem dużo sprzętu i nie chciało mi się jechać dalszą drogą (ok.30 km.)
Więc pojechałem przez Radojewo i Biedrusko.Według mapy wychodziło, że w Biedrusku za krzyżem muszę skręcić w lewo, co niniejszym poczyniłem. Pogoda była słoneczna (na szczęście). Początkowo droga była względna, później już było tylko coraz gorzej i gorzej. Na dodatek złego trafiłem na napis: Poligon wojskowy wstęp wzbroniony.Jak sobie pomyślałem, że po tym błocie mam się wracać, to zaryzykuję, może mnie nikt nie zobaczy. Kiedyś przecież ten poligon musi się skończyć. W oddali było słychać trochę strzałów, ale miałem nadzieję, że mnie nie sięgnął. Jadąc dalej droga się nic nie polepszała.
Manewrowałem między kałużami a rantami drogi, zwracają uwagę na gałęzie, aby zbyt często nie wracać się po czapkę. Jadąc tak w miarę prostą drogą, w pewnym momencie stwierdziłem, że chyba już nie daleko i trzeba wziąć więcej namiar na prawo w kierunku Warty. (tak mi podpowiadała intuicja).
Miałem już wtedy 27 km na liczniku. Więc pierwszą drogę, jaka była w prawo skręciłem. Jadę już w jeszcze trudniejszych warunkach, bo to była droga boczna. Więcej gałęzi i piachu. Wreszcie widzę już Wartę. Niestety droga się skończyła. Myślę sobie, przecież nie będę się teraz cofał. Postanowiłem jechać wzdłuż rzeki. Przecież w końcu muszę dojechać? Niestety o jechaniu dalej już nie było mowy. Spróbowałem na siłę, ale po urwaniu błotnika postanowiłem prowadzić. Początkowo była ścieżka (chyba wydeptana przez rybaków), ale i ta się skończyła. Postanowiłem, więc wydeptać świeżą. Niestety po jakiś 500 metrach przez krzaki, załamałem się, nie widząc żadnych nadziei na lepszą drogę.
Postanowiłem więcej odbić od Warty, mając nadzieję, że w końcu trafię na jakąś drogę i trafiłem po dalszych 500m. Jadę więc zadowolony, chociaż nie najlepszą drogą, ale lepiej jak w tych krzakach, pamiętając o tym, aby trzymać się rzeki, skręciłem w pierwszą też nie najlepszą drogę w prawo i co się okazało, że wyjechałem prawie w tym miejscu, co byłem poprzednio( kawałek dalej). Załamany postanowiłem odpocząć i zjeść "szneki", które na szczęście zabrałem z sobą. Udało mi się też naprawić błotnik. Była już zresztą godz.14oo a wyjechałem z domu o 10oo. Powiedziałem też w domu, że do 15oo wrócę a tu "śnieżyć" jak nie widać tak nie widać. Myślę sobie, prędzej chyba spodka mnie prawdziwa śnieżyca. Załamany, nie tracąc nadziei postanowiłem już nie przecierać nowego szlaku tylko wrócić tą samą drogą i miałem nadzieję, że w końcu trafię na jakąś miejscowość albo na wojskowych, którzy mi pokażą drogę albo mnie zamkną. Oba rozwiązania mnie satysfakcjonowały. Jadąc z powrotem tą samą drogą straciłem trzy szprychy. Na szczęście koło mieściło się w widełkach i szło jechać. Ponownie urwałem błotnik. Jadąc dalej zauważyłem, że mam wodę z lewej strony. Chyba nie przejechałem na drugą stronę Warty nie zauważając? Po niedługim czasie okazało się, że jest Warta z prawej a z lewej to wylewiska. Co dalej?Mam nadzieję, że przejadę między nimi. Po kilku kilometrach okazało się, że nadzieja moja była płonna. Droga skończyła się w rozlewisku. Nastąpiło kolejne załamanie. Co teraz? albo przepłynąć przez rozlewisko albo się wrócić kilka kilometrów. Żadna z tych perspektyw mi nie odpowiadała. Woda głęboka i do tego zimna. Pozostał jedynie powrót tą samą drogą. Już zresztą zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Dochodzi godz.16oo przejechane 45 km a "śnieżycy" ani śladu.
Marzyłem żeby, chociaż jedną znaleźć, to bym ją obfotografował z wszystkich stron i gra a tak przyjechać bez zdjęć to poruta. Nie ma co, wracam i już nie trzymając się rzeki tylko wyjechałem gdzieś na drogę i szukam kogoś lub jakieś miejscowości. Okazało się, że to posunięcie było słuszne. Dojechałem do leśniczówki Gołaszyn. Tam miła pani wyjaśniła mi, że "śnieżyce" są, ale z drugiej strony Warty.
Kolejne załamanie. Na całej długości od Biedruska do Obornik (ok.18km) nie ma żadnego mostu. I co teraz? Jedyne rozwiązanie to pojechać do Obornik (jeszcze 4 km) i tam się wrócić do Murowanej Gośliny i z Murowanej Gośliny z powrotem do Śnieżycowego Jaru. Perspektywa następnych dwudziestu km. pod wiatr, ale nie ma wyjścia, bo się zrobi ciemno. Pani z leśniczówki kazała mi jeszcze za telefonować, aby się nie denerwowali w domu. Pocieszające jest, że już wiem gdzie jestem i co mnie jeszcze czeka. Na liczniku 70 km. W setce się zmieszczę i będę na miejscu. Hura! Po wjechaniu na drogę w Obornikach w kierunku Murowanej Gośliny, był taki śliny wiatr, że mi się już nie chciało deptać. Po ujechaniu kilku km. wziąłem mapę, aby poszukać jeszcze raz skrótów? Bo zauważyłem, że ta trasa trochę odbiega od mojego miejsca docelowego. Znalazłem cienką "nitkę" na mapie, która według mnie przechodzi obok mojego miejsca docelowego. Ryzykuje najwyżej się nie uda. Tym razem ryzyko się opłaciło. Przejechałem tylko 12 km. i byłem już na moim upragnionym miejscu. Radość nie samowita. Jeszcze jasno. Więc nie tracąc czasu zabrałem się do fotografowania. Nie zauważyłem, że po drodze zgubiłem bluzę i szprychy, które mi się wyrwały z koła. Nie musiałem szukać, bo jeden miły pan znalazł i mi przyniósł. Za to odwdzięczyłem mu się kilkoma radami odnośnie fotografii. On z kolei zrobił mi kilka zdjęć jak się "znęcam" nad kwiatkami. Po godzinie walki już z nieco przywiędłymi " śnieżycami" a za to świeżymi przylaszczkami i sasankami, udałem się do domu próbując jeszcze skrótów, ale już bez błądzenia, przez Piotrowo, Czerwonak i na szczęście lekko z góry i zwiatrem do Poznania. Na liczniku stuknęło 101 km a na zegarku 19.30 ale jeszcze było jasno. Widać jak to jest jak się zawierzy mapie i chce się jeszcze jechać na skróty?