Relacje z wycieczek rajdów i wypraw


Jak najbliżej słońca, czyli premierowy wyjazd rowerowy wzdłuż Dunajca.

Wyprawa przygotowana przez Wiesię miała początek w Zakopanym, który jest najwyższym punktem miejskim w Polsce, i to uzasadnia mój tytuł.

27.04.2024 Sobota. Pierwszym kapitalnym pomysłem był transport samochodem wszystkich rowerów Poznań - Zakopane, i zgodnie z umową, po przyjeździe pojazd odebrał przedstawiciel firmy z której był wynajęty Bus. Rowery przy pomocy Wieśka, pieczołowicie zabezpieczone a przetransportowane przez Wiesię i Michała, szczęśliwie dotarły do celu. Wspaniała trzynastka to Ala, Ewa, Bożena, Krysia z Gubina, Krysia z Gniezna, Maria, Hania, Ela, Wiesiu, Andrzej, Krzysztof, szefowa Wiesia i pomocnik Michał. Trzynastka powtarzała się regularnie w różnych miejscach w różnej konfiguracji a czarne koty przebiegały nam drogę - i co i nic. Z powodu niedyspozycji Adama, Jola wpadła do Zakopca tylko na dwa dni, a w ich miejsce weszła Ala . To był jedyny dzień bez roweru. Pieszo zwiedziliśmy najciekawsze miejsca w mieście oraz zrobiliśmy zakupy produktów żywnościowych - wyżywienie było we własnym zakresie. Hania wyciągnęła kilka osób do teatru na PANOPTICUM wg Juliana Tuwima. To roztańczony i rozśpiewany spektakl oparty na tekstach jednego z najwybitniejszych polskich poetów. Na koniec, jeden z elementów decydujących o powodzeniu całego przedsięwzięcia - pogoda. Wyjeżdżając z zimnego Poznania, w Zakopanym przywitała nas słoneczna ciepła aura.

28.04.2024 Niedziela. Obudziło nas ciepłe słońce i świeciło nam do ostatniej minuty tej wyprawy. Początki łatwe i przyjemne, kierunek dolina Chochołowska - dróżki rowerowe, później szeroki asfalt a już pod koniec stromy podjazd i dwa kilometry fatalnie położonego bruku. Wszyscy zgodnie zeszli z rowerów i z buta dotarli do schroniska PTTK, oszczędzając i rowery i własne nogi. Patrząc co muszą wyprawiać kobiety z małymi dziećmi w wózkach, szarpiąc to w lewo to w prawo, wymijając nierówności, to życzę takiej frajdy dla żon urzędników decydujących o takiej atrakcji. Niestety powrót ze schroniska częściowo tą samą trasą do głównej drogi i już prawie luksusowo szutrową drogą pod Reglami popędziliśmy do skoczni Wielka Krokiew. Po obiedzie w barze na rondzie w Zakopanem podjechaliśmy jeszcze zobaczyć kolejkę w Kuźnicach .Ostatni etap to dotarcie do schroniska na Krzeptówkach przez uliczki "Starego" Zakopanego. Rozejście po pokojach, kąpiel, kolacja i po informacji o zbiórce o godzinie 9.00 nazajutrz - życzenie dobrego snu.

29.04.2024 Poniedziałek. Obudził nas piękny słoneczny poranek z zimnym wiatrem wiejącym z jeszcze ośnieżonych gór. Z każdą godziną było tylko cieplej i cieplej. Pierwszy wjazd na szlak rowerowy Velo Dunajec z Zakopanego - naprawdę solidnie zrobione drogi - przyrównywane do dróg rowerowych w Holandii czy Szwajcarii. I po kolei - trasę zaczęliśmy od dworca w Zakopanem, trasa wiodła uliczkami w kierunku Harendy - Muzeum Kasprowicza, dalej przez urokliwe wąskie uliczki ze starą wioskową zabudową do Szaflar, potem odbiliśmy do - Ludźmierza z Kościołem NMP. Zahaczyliśmy też o punkt widokowy w rezerwacie Bór na Czerwonem i już dalej Velo Dunajec do Nowego Targu , gdzie łączą się dwa Dunajce Biały i Czarny w jedną rzekę. Lekki odpoczynek na rynku i wszyscy konsumują lody. Czyżby taka jednomyślność - a może mieliśmy wspólny kod - coś w tym było. Nasza wyprawa oprócz pokonywania kilometrów i zwiedzania niektórych miejsc, miała jeden wspaniały cel - podziwiać i upajać się pięknem mijanych krajobrazów. W tle ośnieżone Tatry, dobrze widoczny Giewont i resztę szczytów radowało oczy i dawało poczucie czegoś wielkiego i radosnego. Po drodze Łopuszna z Tisznerówką, cmentarzem i dworem Tetmajerów. Szlak cały czas wiedzie wydzieloną drogą rowerową do Niedzicy, jest trochę podjazdów. A teraz trochę o naszych rowerach. Dziesięć osób posiadało wsparcie silnikami elektrycznymi - tylko dwie Krysie i Krzysztof posiadali normalne rowery. Czas pokazywał z jakim wysiłkiem pokonywali strome podjazdy, często okupione potwornym zmęczeniem - czy byli szczęśliwi - tylko Oni o tym wiedzieli. Pod wieczór dotarliśmy do Niedzicy-Zamek, następnego punktu noclegowego. Tego dnia przejechaliśmy 75 km

30.04.2024 Wtorek. Obudziło nas słońce i dużo cieplej. Start z Niedzica Zamek. W programie Zwiedzanie zamku w Niedzicy i dalej trasa Velo Czorsztyn i Przełom Białki, a także przejazd promem w pobliże zamku Czorsztyn i tak się stało. Ponieważ zawsze musi coś zaskakiwać, to nie był prom a tylko większa łódź przerobiona na statek pasażerski bez miejsca na rowery, które Kapitan wraz z pomocnikiem upychał na dziobie o małej przestrzeni . 13 rowerów stłamszonych, a przez nas chuchanych - aż w dołku ściskało - taka profanacja. Wysiadka na drugim brzegu zalewu Czorsztyńskiego i pod górkę do Zamku w Czorsztynie. Zdążyliśmy zwiedzić zamek, praktycznie ruina i tylko kilka pomieszczeń z plakatami opisujące historię tego zabytku. Z tarasu zamku roztacza się piękna panorama włącznie z tamą niechętną "Zielonym", a tak korzystną dla mieszkańców i pomocną w czasie powodzi. Z Zamku podążaliśmy szlakiem Velo Czorsztyn do Dębna. Po drodze przerwa w jednym z ogródków nad zalewem oczywiście na lody. Cały czas wydzieloną ścieżką rowerową dotarliśmy do drewnianego kościoła w Dębnie. Przerwa na zwiedzanie starego drewnianego kościółka i dalej w drogę na przełom Białki. Teraz już szosą a następnie drogą szutrową i niespodzianka, które od czasu do czasu serwowała nam szefowa - droga polno-leśna pełna błota, kolein i kałuż dała nam nieźle popalić. Niektórzy szeptali pod nosami w bezpiecznej odległości od Wiesi niecenzuralne słowa, a po pokonaniu pełni zachwytu - jaka to fajna przygoda. Dotarliśmy do miejscowości Nowa Biała, gdzie niedaleko znajduje się rezerwat Przełom Białki, nad którym kręcili sceny do filmu Janosik. Piękne miejsce z wyrastającą skałą . Teraz już na nocleg przez Krempachy i Dursztyn. Trasa w Dursztynie uraczyła nas wspaniałym widokiem Tatr prawie na wyciągniecie ręki, widać też było Trzy Korony w Pieninach i Turbacz w Gorcach. Widoki zapierały dech, coś pięknego. W drodze powrotnej awaria silnika rowerowego Ali spowodowała jazdę bez wspomagania i zasadność jazdy dalej w coraz bardziej ekstremalnych warunkach. Sprawa wyjaśniła się następnego dnia. Po powrocie kolacja i po informacji o zbiórce o godz. 9.00 nazajutrz - życzenie dobrych snów. Tego dnia przejechaliśmy 49 km

01.05.2024 Środa. Standardowo przywitało nas słońce - jaka nonszalancja w odbiorze pogody na szczęście dla nas niezmienna i trwała. Powyciągaliśmy zabłocone rowery, ktoś poprosił gospodarza o wiadro z wodą, szmatę i doprowadziliśmy nasze rumaki do przyzwoitego wyglądu. Wszyscy gotowi włącznie z Alą i już jej sprawnym rowerem. Tajemnica cudownej naprawy polegała - nie zgadniecie - syn przebywający zagranicą, połączył się z komputerem rowerowym już wcześniej zaaplikowanym i usunął usterkę pozwalającą na jazdę ze wspomaganiem silnika ? - można - bo mamy 21 wiek. Od tego momentu jechaliśmy tylko VELO Dunajec. Dojechaliśmy do Sromowców Wyżnych - początek spływu tratwami aż do Szczawnicy. Z tej fenomenalnej pogody na początku maja skorzystali także licznie przybyli turyści, a górale zacierali ręce - "dutki" nabijały im kasę. Przejechaliśmy kładką przez Dunajec i dotarliśmy do Czerwonego Klasztoru na Słowacji. I tu nastąpiła następna zastanawiająca jednomyślność - wszyscy jedli lody. Wszędzie gdzie wiodła nas droga było ładnie, momentami pięknie - ale droga pienińska wzdłuż Dunajca po stronie Słowackiej nie ma sobie równych a zwłaszcza przełom i trzy szczyty górujące nad wijącą się rzeką. Jazda w tak urokliwym miejscu miała swoje wady - ogromna ilość pieszych i rowerzystów zmuszała nas do ograniczania podziwiania przyrody, aby mijać wszystkich w bezpiecznej odległości. Przełom Dunajca skończył się w Szczawnicy ale my jechaliśmy dalej od Krościenka na przerwę lodową . Dobrze oznakowanym wydzielonym szlakiem VELO Dunajec dotarliśmy do Starego Sącza. Nie obyło się bez awarii na trasie "pana" w rowerze już blisko Starego Sącza. Na rynku postój obiadowo- kolacyjno- straganowy. Tym razem nocleg u Pasonia w Moszczenica Niżna. Po powrocie kolacja i po informacji o zbiórce o godz. 9.00 nazajutrz - życzenie dobrych snów. Tego dnia przejechaliśmy 68 km

02.05.2024 Czwartek. Pogoda była zamówiona jako ciepła i koniecznie słoneczna - mówisz - masz. Dzisiaj po drodze zwiedzanie: Starego Sącza - klasztor klarysek, ołtarz papieski ( z pobytu Jana Pawła II ) a w Nowym Sączu - przepiękny kasztanowiec na rynku przy ratuszu dał nam schronienie na odpoczynek, zwiedzanie i lody! Pod zamkiem patriotyczna chwila; bo to dzień flagi Polskiej. Odegrano hymn o 12:00 i wciągnięto flagę na maszt, uroczystość zorganizowało miasto. Koniec laby dalej w trasę - droga jedna z trudniejszych, a może najtrudniejsza. Schemat zaproponowany przez szefową był prosty. Wszyscy posiadający elektryki wjeżdżali na wzniesienia bez składu czy ładu, zatrzymywali się na szczycie i cierpliwie czekali aż do ostatniego rowerzysty. Na prostej już razem i do następnego wzniesienia. Przejeżdżając przez Bartkowa Posadowa wróciły wspomnienia, zlotu przodownickiego z roku 2011. Kilka osób w tym Krysia z Gubina, Ewa ,Wiesia i ja co rano jadąc na wyznaczony w tamtym dniach odcinek, musieliśmy bez żadnej alternatywy pokonywać żmudne i długie wzniesienia normalnymi rowerami, (o elektrykach nikt w tym czasie nie miał zielonego pojęcia), obojętnie w którym kierunku. Baza była nad zalewem Rożnowskim a wokoło tylko wzniesienia . I właśnie wracając do rzeczywistości, z trudem pokonywaliśmy tą trasę i wbrew pozorom nasze elektryki momentami niektórym odmawiały posłuszeństwa - nic nie jest doskonałe. Chcę tylko pokazać skalę trudności i samozaparcia dla jadących bez wspomagania - szapo ba. A teraz zapowiadana wisienka na torcie - wspólne spanie w stodole. Hania ogłosiła wcześniej chęć zrobienia potrawy dla wszystkich, i w ostatnim sklepie przed noclegiem zrobiła zakupy. Droga do sławetnej stodoły - witajcie narody - najbardziej stroma z całej eskapady. Podobno tylko kilkoro z nas ( chyba trzy osoby) wjechało na sam szczyt bez schodzenia z roweru. W dwóch momentach silnik odmówił mi posłuszeństwa pokazując na komputerze error i dzięki wczesnemu wspomaganiu nogi nie były tak zmęczone, co pozwoliło mi na osiągnięcie szczytu. Serce waliło jak oszalałe, i samokrytycznie zauważyłem że igram z ogniem - mam już swoje lata. To co wymyśliła Wiesia dało wspaniały efekt - wszyscy przy jednym stole - integracja totalna i niewymuszona, drobne drinki, wspaniała kolacja wykonana przez Hanię, kapitalna atmosfera - sukces. Po wszystkim informacja o zbiórce o godz. 9.00 nazajutrz - życzenie dobrych snów. Tego dnia przejechaliśmy 58km

03.05.2024 Piątek. Przywitał nas cudny słoneczny poranek i jeszcze piękniejszy widok z osadzonej na szczycie gór, stodoły. Trzy punkty sanitarne z łatwością pomogły nam w utrzymaniu czystości, śniadanie i rutynowe pakowanie. Jak to w górach, początek to stromy podjazd na szczęście króciutki i już dalsza luksusowa dróżka rowerowa VELO Dunajec. Dla atrakcji Wiesia zaplanowała przejazd promem - dzięki temu mieliśmy ciągłą styczność z tematycznie proponowaną rzeką. Pięknie przygotowana ścieżka po wałach doprowadziła nas, gdzie ? na lody do Zakliczyna , podjechaliśmy też do rezydencji Pendereckiego które było zamknięte dla zwiedzających i dalej wałami do Tarnowa . Przyjazd do Tarnowa - obiad zjedliśmy na starym rynku razem przy połączonych spontanicznie stołach. Nocleg w Tarnowie w naprawdę luksusowych warunkach. Spotkanie po kolacji w ogromnym pokoju dziewczyn, kilka drinków, trochę wspomnień z przebytego dnia i po informacji o porannej zbiórce - życzenie dobrych snów. Tego dnia przejechaliśmy 51km

04.05.2024 Sobota. Nie wspomnę o pogodzie oczywiście słonecznej i od rana bardzo ciepłej. Po drodze do ujścia Dunajca, i miejsca gdzie łączą się z wodami Wisły, zaliczyliśmy Wierzchosławice, gospodarstwo , domostwo Witosa - obecnie muzeum. Przewodniczka mając bogaty materiał na temat byłego potrójnego premiera Rzeczypospolitej Polski - Witosa, a także o gospodarstwie przez niego prowadzonym, mogłaby by mówić bez końca, jednak najdłuższa trasa tej eskapady zmuszała nas do ograniczonego czasu. Popędziliśmy wałami do Wietrzychowic gdzie kończy się Velo Dunajec i łączy się z Trasą Wiślaną . Nasz szlak wiódł przeprawą promową w Siedliszowicach do Ujścia Jezuickiego, miejsca gdzie Dunajec wpada do Wisły. Kiedyś był tam prom do Opatowca - niestety zlikwidowany, a szkoda. W końcu dotarliśmy do kresu Dunajca wpadającego do Wisły - w ręku Wiesi huknął szampan. Wszyscy wznieśli toast za szczęśliwe zakończenie tej nad wyraz udanej wyprawie. Powrót przez malowaną wioskę Zalipie i Otfinów do Tarnowa - wspólny obiad na Starym Rynku - na koniec objazd co ciekawszych miejsc w tym mieście i ostatnie już spotkanie w obszernym pokoju dziewczyn. W imieniu wszystkich Andrzej wręczając Wiesi kwiaty , podziękował za perfekcyjne zorganizowanie tego tygodnia, którego dowodem będą zdjęcia. Informacja, że o godz. 9.00 oddajemy rowery i życzenie dobrej nocy. Tego dnia przejechaliśmy 92km

05.05.2024 Niedziela. O umówionej godzinie dostawca przysłał busa. Za pomocą Andrzeja i Wieśka zapakowaliśmy pieczołowicie rowery - smutne pożegnanie i hajda w drogę. Chyba zapomniałem napisać o pogodzie - jak zwykle wspaniała.

Podsumowując - Andrzejowi pękł łańcuch, ale kto zna Andrzeja - to nie był najmniejszy problem. Zapasowa zapinka w przepastnych sakwach z łatwością się znalazła i kłopot zażegnany. W jednym dniu przebiła dętkę Ewa i przy pomocy Krzysztofa szkoda została naprawiona, a nieco później Bożena miała podobną awarię. Pomogli wszyscy, ale to głównie zasługa Andrzeja, który z braku dętki, fachowo ją skleił. Także mi pomógł zamocować poluźniony błotnik. Kłopoty z rowerem Ala rozwiązała za pomocą syna, a Maria chcąc udowodnić że jej bateria jest niewyczerpywalna, przestała ją ładować. Tu techniczny geniusz nie wystarczył - na jednym z podjazdów sprzęt odmówił posłuszeństwa i tyle. Żadnych najmniejszych zadrapań, wszyscy zdrowi i cali zakończyli szczęśliwie tą fajną eskapadę.

Do zobaczenia na innym ciekawym wyjeździe.

Zapraszamy do galerii.

©Michał


W dniach 19 - 21 05.2023 nastąpiło rozpoczęcie drugiej dekady spotkań rowerzystów z całej Polski - Wiosna z Koziołkami nr 11 - pod tytułem "Paweł Edmund Strzelecki."

Pomysłodawcą i głównym organizatorem jak zwykle Wiesia Kil. Bazę noclegową Wiesia ustaliła w szkolnym schronisku młodzieżowym w Głuszynie Najstarsze wzmianki o wsi Głuszyna pochodzą z Kronik Jana Długosza, który wymienia ją przy okazji opisu najazdu Krzyżaków w 1331 roku na Wielkopolskę. W 1797 roku w Głuszynie urodził się Paweł Edmund Strzelecki, polski podróżnik i odkrywca. Wydarzenie to upamiętniają dwa pomniki (obelisk i głaz). A Rok 2023 to 150 rocznica śmierci Pawła Edmunda Strzeleckiego. W administracyjne granice Poznania, Głuszyna została włączona w 1942 roku.

Tradycyjnie wszyscy przyjezdni zostali poczęstowani poznańska potrawą - pyrką z gzikiem, okraszone cebulką i szczypiorem. To danie powtarzane od pierwszych Koziołkowych spotkań, u przyjezdnych bezustannie wzbudza na początku zdziwienie, a później jest apetycznie zjadana. Wieczorem w jadalni Wiesia ogłosiła otwarcie Koziołkowej imprezy i omówiła plan na następne dwa dni. Niestrudzona Jola przygotowała zabawę w kalambury, gra inteligentna a ubaw po pachy. Po zakończeniu, każdy robił co chciał.

Od rana po śniadaniu, pieszo, 70-ciu rowerzystów podążali za ulubionym nie tylko przez Wiesię przewodnikiem Piotrem Ciesielskim. Sposób prowadzenia wprost perfekcyjny, bez zbędnych dat i olbrzymiej ilości szczegółów zamulających w krótkim czasie umysł. Ciekawostki i świetna narracja to główny sukces tego młodego pasjonata historii.

W centrum starej wsi Głuszyna znajduje się zabytkowy, XIII-wieczny parafialny kościół św. Jakuba Większego Apostoła, w którym jednym z cenniejszych skarbów są XIX-wieczne organy zbudowane przez niemieckiego organmistrza Friedricha Ladegasta. Przy ul. Głuszyna znajduje się cmentarz założony po 1815, a przy ul. Daszewickiej kolejny, z 1925.

Na terenie Głuszyny mieści się też osiedle mieszkaniowe przeznaczone pierwotnie dla rodzin lotników stacjonujących na lotnisku wojskowym w Krzesinach, jak również jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej, która powstała 20 września 1948.

Na południe od Głuszyny do Kopla uchodzi Głuszec. W latach 1977-1978 powstał projekt przekształcenia doliny Kopla i Głuszca w wielki ośrodek wypoczynkowo-rekreacyjny o znaczeniu ponadregionalnym (2100 ha, dla 50.000 użytkowników).. Ostatecznie miasto położyło nacisk na rozwój rekreacji nad Maltą, a sąsiedztwo bazy lotniczej w Krzesinach, po wejściu Polski do NATO, skutecznie zablokowało realizację tego szeroko zakrojonego projektu. Kościół pw. św. Jakuba jest punktem startowym Drogi Cierpliwości - jednego z przyrodniczych szlaków pielgrzymkowych utworzonych z okazji 200-lecia kościoła pw. św. Marcelina w Rogalinie.

Kończąc to spotkanie dotarliśmy do szkoły imienia Pawła Edmunda Strzeleckiego.

Paweł Edmund Strzelecki - pierwszy Polak, który okrążył świat w celach naukowych. Uważany jest za jednego z najwybitniejszych polskich podróżników, pierwszego Polaka, o którym wiadomo, że z własnej inicjatywy okrążył świat w celach naukowych. W latach 1834-1843 wędrował, między innymi, po obu Amerykach, Oceanii i Australii, prowadząc badania geologiczne na zlecenie miejscowych władz. Wsławił się również działalnością dobroczynną. Przewodnik uznał to jako clou programu i poświęcił tej niezwykłej osobie więcej czasu. Osobiście polecam poznanie Pawła Edmunda Strzeleckiego w Wikipedii - fascynująca osobowość i bardzo ciekawa historia życia tego nietuzinkowego Polaka.

Po powrocie do bazy gdzie Wiesia zadbała o nasze pełne brzuszki i każdy na drogę otrzymał sznekę (drożdżówkę), wystartowaliśmy do Borówca oddalonego o 14 kilometrów. Pogoda marzenie - w końcu zrobiło się ciepło i przyjemnie i nawet piaszczyste leśne drogi nie psuły doskonałych humorów. Właśnie w tej miejscowości Robert Glista zbudował w 500 metrowym pomieszczeniu tzw. makietę. Niezliczona ilość pociągów i różnych wagoników, drogi z samochodami, lotnisko wspaniale to wszystko zabudowane - wszystko oświetlone a składy kolejowe w ruchu - po prostu robi wrażenie. Dla pasjonatów - wspaniała uczta dla oczu i uszu. Powrót, a po drodze w szkole w Głuszynie czekał na nas obiad. Do bazy tylko parę "kroków" i zasłużony wypoczynek.

Wieczorkiem tradycyjnie spotkanie przy ognisku, i znowu dbałość o pełne brzuszki - kiełbasa, surówka a z dnia poprzedniego ziemniaki i gzik - tu nikt nie mógł być głodny. Wiesia i Jola wpadły na doskonały pomysł - zamiast konkursu krajoznawczego z wiedzy o zwiedzanych miejscach, w których zazwyczaj bierze udział kilka osób, praktycznie na każdym zjeździe tych samych. Zaangażowały do tej zabawy wszystkich uczestników, na wcześniej zadane pytanie odpowiadała osoba która kryła się pod wylosowanym numerem zgłoszeniowym. Świetne powtórzenie poznanych miejsc, najważniejszych dat i ciekawostek na które wybrana osoba gdy miała problemy z odpowiedzią, mogła skorzystać z podpowiedzi innych osób. Pedagogiczny sukces i radość - bo każda dobra odpowiedź była promowana rowerowym gadżetem, koszulką lub przyrodniczą książką. Zabawa zabawą ,ale nasza koleżanka straciła głos a powodem był niedomagający głośnik.( z czego na drugi dzień miał radość tylko Adam.) Wiesia uroczyście zamknęła Koziołki nr 11 przy aplauzie wszystkich obecnych. Po zachowaniu widać było, że ten czas spędzili i przyjemnie i jak zwykle otrzymali nową porcję historii na temat miasta Poznania. Były śpiewy przy ognisku, a potem zabawa pod dachem .

W niedzielę około 40 chętnych pojechało do Kórnika i tam 3 godziny zwiedzali dowolnie albo arboretum, albo słynny Kórnicki zamek. Przed powrotem w kawiarniach zajadali lody popijając kawą. Powrót, pakowanie, jak zwykle smutne pożegnania do następnego razu. Wspaniałą pamiątką są perfekcyjnie wykonane odznaki - jeśli ktoś kolekcjonuje to ma 11 piękne graficznie wykonanych, kolorowych i tematycznych pamiątek. Zapraszamy do galerii.

©Michał


Rendez -vous w Gnieźnie zorganizowane przez Krystynę Sarnowską - członka klubu ''Sigmy", stałą mieszkankę i prawdziwą fankę tego pięknego miasta i okolic.

14 kwietnia 2023 na zaproszenie Krystyny przyjechało 13 rowerzystów z Poznania w różnej konfiguracji dojazdowej - jedni pociągiem inni samochodem a jeszcze inni na kole. W tym samym dniu wieczorem poszliśmy zwiedzać miasto.

Pierwszy gród w Gnieźnie powstał na tzw. "Wzgórzu Lecha" w latach 940-941. Jego rozwój i modernizacja przypadła na panowanie Mieszka I. Gród został siedzibą Piastów i był głównym grodem Polan. Na Wzgórzu Lecha wznosi się jeden z najwspanialszych i najcenniejszych zabytków Polski - Katedra gnieźnieńska. Obecna gotycka budowla pochodzi z przełomu XIV i XV w. i jest trzecim w kolejności kościołem wzniesionym na Wzgórzu. Jest świadkiem uroczystości związanych umieszczeniem w katedrze relikwii św. Wojciecha.

Obeszliśmy cały kompleks kościelny wraz z monumentalnym pomnikiem Bolesława Chrobrego. Na zakończenie wieczoru dotarliśmy do browaru pod nazwą "Dobry Browar" zlokalizowanym niemal w samym sercu pierwszej stolicy Polski. Ambitni właściciele stworzyli tętniące życiem miejsce spotkań przy piwie, dobrym jedzeniu i muzyce. Co nieco zmęczeni spacerem i późną porą udaliśmy się na spoczynek. Warunki w hotelu doskonałe - duże wygodne pokoje i aż nazbyt miękkie materace.Następnego dnia Krysia zaprowadziła nas do parowozowni. Parowozownia w Gnieźnie - wybudowana w 1875 roku na terenie przyległym do nowo powstałej w 1872 roku stacji kolejowej Gniezno.

Obiekt imponujący wielkością i ilością torów rozbudowany podczas II wojny światowej przez Niemców - był przygotowany do przewidywanej inwazji na Związek Radziecki. Niestety pogoda tego dnia była nieciekawa - cały czas mżył deszczyk - zgroza dla każdego organizatora. Każdy spoglądał na prognozę pogody w telefonie z nadzieją na poprawę pogody i powoli zabezpieczali się ubierając peleryny, rękawiczki, czapki. W czasie jazdy rowerem taki kapuśniaczek nie jest groźny, ale cały ubiór powoli nasiąka wilgocią co automatycznie wychładza organizm. Kolejnym punktem gdzie skierowała nas Krysia były Pawłowice skąd pochodził Paweł Cyms jeden z dowódców Powstania Wielkopolskiego na terenie północnej wielkopolski. Zajrzeliśmy też do kościoła św. Marcina.

Kościół św. Marcina w Pawłowie - drewniana świątynia w Pawłowie w powiecie gnieźnieńskim. Kościół wzniesiono w 1762 roku. Jest to budowla orientowana, jednonawowa, konstrukcji zrębowej. Od zachodu dobudowana wieża, natomiast kaplicę dobudowano od strony południowej. Dach dwuspadowy, z sygnaturką, kryty gontem.

Święty Marcin jest - obok patronów miasta Piotra i Pawła - najbardziej popularnym poznańskim świętym. Urodził się on ok. 316 r. w Panonii na Węgrzech. Jego ojciec był rzymskim legionistą. Kiedy Marcin był dzieckiem, ojciec przeniósł się wraz z całym garnizonem do włoskiego miasta Pavii. Tam Marcin poznał chrześcijan. Mając zaledwie 10 lat, wpisał się na listę katechumenów. Chrzest św. przyjął jednak dopiero w roku 339 (wcześniej bowiem sprzeciwiali się temu jego rodzice). W roku 338 Marcin, już jako rzymski legionista, przerzucony został wraz z całym garnizonem do Galii w okolice miasta Amiens. Tu właśnie miało miejsce wydarzenie znane z żywota Świętego i utrwalone w bogatej ikonografii. Kiedy zimą u bram miasta Marcin napotkał półnagiego żebraka oddał mu połowę swojego płaszcza. W nocy we śnie pojawił mu się Chrystus odziany w jego płaszcz i przemówił do aniołów: Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen przyodział.

Przywitał nas Sławek Zakrzewski, nauczyciel, z wykształcenia historyk i pasjonat okresu św. Marcina. Przebrany w fenomenalnie wykonany strój rzymskiego legionisty opowiedział dzieje kościoła, objaśnił rzeźby i malowidła tam zawarte a dla miłośników militariów pokazał tak pieczołowicie wykonaną zbroję i okoliczności związane z walkami, którymi miał do czynienia rzymski legionista.

W drodze do Czerniejewa, Krysia skręciła w polną drogę z zamiarem pokazania tajemniczego pomnika. Podziwiając odwagę naszej przewodniczki, a powodem było niezłe błocisko, kilka osób odważyło się jej towarzyszyć. Niestety wygrała natura, a w tym wypadku deszcz. Z przykrością wycofali się z dalszej trasy a raczej taplaniny w piaskowej brei. A o co chodziło!

W tym roku minie 111 lat od dramatycznych wydarzeń. Postać tę, nieco zapomniałą, miłośnicy historii kojarzą z tragedią, która 30 grudnia 1912 roku rozegrała się w lasach niedaleko Czerniejewa. Tam bowiem poniósł śmierć człowiek wykształcony, dyplomata, właściciel ziemski i wynalazca. Założyciel miasteczka Konstancin pod Warszawą. Mowa o hr. Witoldzie Skórzewskim, właścicielu pałacu w Lubostroniu,

Niestety tragiczny wypadek przerwał życie hrabiego 30 grudnia 1912 r. Witold Skórzewski zginął w Czerniejewie na zorganizowanym przez swojego brata Włodzimierza polowaniu. Do dzisiaj nieznane są okoliczności tej tragedii. Jedna z wersji mówi, że stojący tuż za Skórzewskim służący potknął się i strzelba, którą trzymał w ręku wypaliła rozrywając bok hrabiego, który w pół godziny później zmarł. Dzisiaj w tym miejscu stoi pomnik upamiętniający te dramatyczne wydarzenia.

Dotarliśmy do Czerniejewa. Pałac w Czerniejewie - znajduje się na północnym skraju miasta, połączony z nim długą aleją, wzniesiony w latach 1771-1780 lub 1790 dla Jana Lipskiego według projektu architekta Ignacego Graffa. Prawdopodobnie w tym miejscu znajdował się wcześniej zamek. Pałac wielokrotnie przebudowywany.

Nas interesowała restauracja i gremialnie zamówiona czernina - niestety nie spełniła naszych oczekiwań i lekkim niesmakiem wybraliśmy się w drogę powrotną. Krysia patrząc błagalnie w niebo doczekała się - zamiast poprawy pogody, lunął rzęsisty deszcz, który nam towarzyszył do samego końca i pięknie nas zmoczył a zwłaszcza buty.

Wieczorem ogólne suszenie - priorytet miały buty, przecież na drugi dzień też trzeba jechać. Gorące rozmowy poparte rozgrzewającym płynem zakończyły pomimo deszczu ciekawy i pełen wrażeń dzień.

W dniu wyjazdu ostatnim akcentem jaki sobie postawiła Krysia, było zwiedzanie Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie.

Misją Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie jest przybliżanie współczesnym pokoleniom i zachowanie dla przyszłych świadectw dziedzictwa kultury oraz historii okresu początków Państwa Polskiego i późniejszych losów regionu będącego kolebką naszej państwowości.

To praca w kształtowaniu człowieka, który znając i szanując własną tożsamość, dysponując umiejętnością krytycznego myślenia, lepiej rozumie otaczający go świat i może świadomie uczestniczyć w kształtowaniu przyszłości. Takiemu to motto prześwieca założenie tego muzeum.

Dziękując Krysi za zaangażowanie pomimo wrednej pogody, a być może dlatego będziemy długo i często wspominać ten wyjazd. Zapraszamy do galerii.

©Michał