Wyprawy KTR Sigma bliżej domu

I Zlot Poznańskiej Wiosny z Koziołkami 20-22 maja 2011

ŻYCIE W POZNANIU Życie podobne do kwitnących grządek, Pierwszy warunek: Musi być porządek SENS POZNANIA Pyra na pyrze i pyrą pogania, Oto kształt, smak, oto sens Poznania. Jan Izydor Sztaudynger.

Może nie było to wydarzenie tej miary co walnięcia potężnego meteoru o ziemię i wstrząsu na cały glob, ale na pewno ogólnopolski zlot rowerzystów w Poznaniu był zauważalny i spowodował niemałe poruszenie głównie w Ostrowie Tumskim oraz w szkolnym schronisku "Hanka".Stu kilkunastu fanów turystyki rowerowej z Bydgoszczy, Gorzowa Wlkp, Gubina, Inowrocławia, Kielc, Konina, Krosna - Odrzańskiego, Leżajska, Okolic Poznania, Szczecina, Szprotawy, Torunia, Warszawy, Zielonej - Góry przyjechało na wezwanie Komandora Zjazdu Wiesi Kil i wzięło udział w " I Poznańskiej wiośnie z Koziołkami" .

Wyraźnym sygnałem takich zjazdów jest wzmożony ruch rowerzystów z dworca głównego i załadowane rowerami samochody. W tym wypadku wszystkie drogi prowadziły na ul. Biskupińską - miejsce noclegu. Po przyjeździe i ulokowaniu wszystkich uczestników w pokojach, korzystając z pogody kto tylko mógł wychodził na zewnątrz, siadał na ogrodowe krzesełka i zgodnie z programem - Wiesia Kil - Komandor wygłosiła formułę "że zlot I poznańskiej wiosny z koziołkami jest otwarty". Honorowymi gośćmi byli, najstarsza turystka rowerowa w Poznaniu Maria Mann oraz prezes Oddziału Poznańskiego PTTK Marian Chudy, który korzystając z okazji 9-lecia klubu Sigma wręczył statuetkę prezes Wiesi Kil.

Punktualnie o godz 19 dr Marek Rezler - historyk, ze swadą wygłosił prelekcję na temat powstania państwa polskiego z uwzględnieniem Ostrowa Tumskiego i Sródki . Głęboka wiedza historyczna poparta dygresjami i ciekawostkami z tego okresu została pilnie wysłuchana i nagrodzona oklaskami. Pobrana nauka została wykorzystana dnia następnego podczas zwiedzania i pomagała w konfrontacji z wiedzą przewodników. W nagrodę za przyjazd został wydany własnoręcznie robiony bigos przez Rysia vel Generał, Beatkę i Wiesię. Robiony w małej blokowej kuchni stwarzał niemałe problemy, co absolutnie nie zniechęcało sigmowskich producentów. Wynagrodzeniem były podniesione w górę kciuki i repeta a nie najdłuższy palec. Pod koniec posiłku aura uraczyła wszystkich na początek ulewą a później drobnym deszczem. To jednak nie był kłopot dla obieżyświatów - zaanektowali piwnicę, z głośników popłynęła taneczna muzyka i hulaj dusza, piekła nie ma - do późnego wieczora.

Dzień przywitała piękna pogoda, wstydliwie odganiając pałętające się chmury i do końca zjazdu jedynym cieniem był jadący rowerzysta. Dziewczyny z Sigmy obdzieliły wszystkich świeżymi sznekami oraz napojami. Andrzej - etatowy prowadzący poprowadził pierwszą grupę, następną Rysiu- Generał, trzecią Rysiu-saper lub pirat i ostatnią Robert. Reszta sigmowców zamykała te grupy i zasłaniała własnym ciałem przy przejazdach przez ruchliwe ulice. Widok takiej ilości kolorowo ubranych turystów rowerowych budzi szacunek i podziw, przede wszystkim dla organizacji i logistycznego wysiłku. Trasa od schroniska przez Strzeszynek, Rusałkę wzdłuż Parku Sołackiego, pod mostem pestki dobrymi ścieżkami rowerowymi zostali doprowadzeni do Ostrowa Tumskiego. Uczestnicy zostawili swoje ukochane jednoślady pod opieką Jurka - najstarszego członka klubu, człowieka renesansu na dziedzińcu Muzeum Archidiecezjalnego. Na każdą grupę czekali przewodnicy PTTKu i przez prawie trzy godziny oprowadzali po Ostrowie Tumskim, Katedrze, Śródce i kościele Jana Jerozolimskiego .Miłe spotkanie zainicjował proboszcz chwaląc się najstarszym kościołem św. Jana Jerozolimskiego w Polsce i racząc nas różnymi zimnymi napojami.

Napakowani informacjami o genezie powstania państwa polskiego z pełnymi głowami, ale pustymi brzuszkami, organizatorzy popędzili wszystkich pięknymi rowerowymi dróżkami wzdłuż Winograd do zamówionej już wcześniej restauracji. Na obiad zupa , słynne poznańskie pyzy - inaczej kluchy na łachu, zraz zawijany z grzybami i modra kapusta. Wspominając na samym początku o meteorze - nomen omen mający związek z rezerwatem Meteoryt Morasko, był w tym dniu ostatnim punktem zwiedzania. Moraskie kratery to jedno z największych na Ziemi skupisk tego rodzaju obiektów, zarówno jeśli chodzi o wielkość, jak i liczbę. Największy ma średnicę około 60 m i głębokość dochodzącą do 11,5 m. Oprócz owych walorów "kosmicznych" i krajobrazowych, jest to także zabytek przyrodniczy wysokiej klasy. W Poznaniu wszystko powyżej 5 metrów nazywane jest "górami" a Morasko usytuowane na wysokości 154 metrów - "Himalajami". Czekający na nas przewodnik krótko objaśnił fenomen tego rezerwatu, i potem tylko ciurkiem jazda rowerem do samego schroniska.

Zakupy, kąpiel i absolutna laba. Muzycy tym razem na świeżym powietrzu dali czadu zmuszając do tańca przy pomocy rozśpiewanego Szczecina. Kto chciał to wziął udział w dwóch konkursach z dominantą - pyrą. Rzucanie rzutkami do tarczy na której w samym środku zawieszona była duża pyrka i tylko za trafienie w nią otrzymywało się punkty, druga to rzut pyrkami do rozstawionych wiaderek, i w zależności od odległości odpowiednia punktacja.Clou programu to solidne ognisko oraz dwa rożna obsługiwane przez dwóch Ryśków. Rysiek Rurka - Generał załatwił tyle kiełbasy grilowej i białej że nie było żadnych ograniczeń - ewenement na skalę wszystkich zjazdów a może kompleks oszczędnego Poznaniaka. Jedno jest pewne - na przyszłość frekwencja zapewniona.

Dzień zakończenia zlotu i spotkanie przy pełnym słońcu punktualnie o godz 9 rano Komador Wiesia Kil poprosiła Ewę o podsumowanie konkursu o wiedzy i wyczytanie zwycięzcy. Ewa z belferską stanowczością omówiła wszystkie punkty zaznaczając, że honoruje tylko te odpowiedzi, które są zawarte w źródłach z jakich korzystała. Wygrała Renata ze Szczecina. Resztę konkursów omówiła Wiesia wręczając różne nagrody i pozując do wspólnych zdjęć. Dodatkowe nagrody otrzymali, najmłodsza uczestniczka oraz najstarszy uczestnik. Także trofeum otrzymał kolega z Konina za najstarszy rower tego zjazdu.

Sumując - Wiesia hasło zlotu rzuciła zaraz po parku krajobrazowym Promno, czyli równo rok temu. Jaka to jest praca najlepiej wiedzą inni organizatorzy takich imprez. Wiesia nie lubi gdy się o tym pisze - ale pokrótce. Setki telefonów, kilkadziesiąt jazd samochodem, spotkania z różnymi osobami i dopinanie wszystkich terminów na czas zjazdu. Odmówienie przez poznańską pracownię pięknie graficznie opracowanej odznaki - i zlecenie jej w Lublinie, to samo z innymi rzeczami. Z tej niewielkiej sumy jak wpisowe załatwić wszystko w najlepszym gatunku, uraczyć do woli poznańską kuchnią, wynagrodzić za różne konkursy a przede wszystkim pokazać piękno miasta Poznania.

Tytaniczną pracę wykonał Rysiu Rurka - Generał. To jego zasługą było smaczne i do woli jedzenie, foldery, książki, inne gadżety a nawet drewno na opał. Także kapitalnie opracował zdjęcia i wszyscy mogą tylko zazdrościć że nie mogli przybyć. Dzięki wszystkim sigmowcom za pomoc, uśmiech, stanowczość i dobrą zabawę. Obyło się bez wypadków, żadnych niestrawności i widoczne zadowolenie uczestników. Już dochodzą opinie o udanym zlocie, są przesyłane zdjęcia i tak trzymać.

Zakończenie jak w filmie. Komandor zamykając zlot otrzymała solidne oklaski i za chwilę chóralne sto lat z tytułu imienin. Wzruszona mina i uśmiechy pozostałych kapitalnie dopisały koziołkowy scenariusz. Do zobaczenia za rok. Zapraszamy do galerii.

©Globrower

Epilog

Ciekawość zwiedzających była nienasycona i już w małych grupkach część zwiedziła Maltę a o innych napisał Kazimierz. W dniu zakończenia zlotu, dwudziestoosobowa grupa jego uczestników, udała się na wycieczkę do Puszczykówka. Kierując się na południe Poznania, dotarliśmy do granic Wielkopolskiego Parku Narodowego. Tutaj zatrzymaliśmy się przy Muzeum Przyrodniczym WPN. Następnie udaliśmy się do Puszczykówka i tam zwiedziliśmy muzeum Arkadego Fiedlera. Puszczykowo pożegnało nas przepięknym żabim koncertem. Wycieczce towarzyszyła wyśmienita pogoda, a trasa prowadząca w dużej części terenami leśnymi przysporzyła uczestnikom wielu niezapomnianych wrażeń. Krótki film. Kazimierz Linowski